niedziela, 27 października 2013

"Piekarski Festiwal Nordic Walking" Finał


To był dla mnie bardzo udany cykl startów, brałem udział w 5 z 6 startów, 4 z nich wygrałem, drugie miejsce zajął mój dobry kumpel od kijków Łukasz Dziano. Bardzo podobała mi się formuła zawodów w stylu testu Coopera ... 30 minut limitu i marsz po 250 metrowej bieżni Orlika Szarlej w Piekarach Śląskich. Start na bieżni ma tą ogromną zaletę, że dokładnie widać wszystkich zawodników, więc nie ma tutaj możliwości żadnego łamania przepisów, bo wszystko bardzo łatwo wychwycić.


Organizatorzy powinni być zadowoleni, gdyż odwalili kawał dobrej roboty... tutaj chciałem bardzo podziękować Karolinie Planecie, która wraz z wolontariuszkami czuwała nad przebiegiem całego cyklu. I jeżeli w przyszłym roku odbędzie się druga edycja, to postaram się wziąć w niej udział.


niedziela, 20 października 2013

VI Katowicki Festiwal Biegowy - Maraton Kukuczki


   To był bardzo ważny start dla mnie, sprawdzian aktualnej kondycji i tego czy kontuzja, której nabawiłem się w poprzednim starcie jest bardzo dokuczliwa i czy pozwoli mi przynajmniej na utrzymanie dobrej formy przez Nordic Walking.

Z Bogusią przed startem
   Zacząłem bardzo spokojnie maszerując za Bogusią Kupibidą, bacznie czekając na reakcję kolana. Na pierwszym okrążeniu dwa razy dość mocno mnie szarpnęło i szczerze mówiąc przeszło mi przez myśl, żeby zejść z trasy ... ale jakoś zmusiłem się do drugiego kółka. Miałem wrażenie, że wraz z upływającymi kilometrami ból zdecydowanie malał ... ale w dalszym ciągu trzymałem się parę metrów za Bogusią.

Kibic nr 1
   Gdy rozpoczęliśmy trzecie okrążenie podszedłem bliżej by móc trochę porozmawiać ... ale mniej więcej w połowie kółka zerknąłem za plecy i zobaczyłem, że Krzysiu Buroszek zbliżył się tak na 5-7 metrów ... więc powiedziałem, że się zrywam i przyśpieszyłem zdecydowanie ... tuż po rozpoczęciu czwartej pętli wymieniłem kijki ... odłożyłem SWIX CT4 (moje pierwsze kije NW), które zostały dzień wcześniej przycięte na 124 cm i miały założone dość ciężkie gumowe końcówki, a wziąłem w dłonie EXEL CURVE PRO leciutkie jak piórko i od razu pomknąłem szybciej ... gdy zobaczyłem, że mam w miarę bezpieczną przewagę około 300 metrów zwolniłem  i kontrolowałem swoje tempo ... na piątym i ostatnim okrążeniu znowu przyśpieszyłem, potem w okolicach 1,5 km zwolniłem, żeby ostatni kilometr przejść naprawdę mocno i szybko. Na metę wszedłem z wielkim uśmiechem (chyba pierwszy raz), ale zdjęcia nie mam ... bo bateria w aparacie padła na 2 minuty przed moim wejściem na linię mety. Start uważam za bardzo udany, był to mój trzeci półmaraton Nordic Walking i trzecie podium na tym dystansie.

Orzeźwienie i wymiana kijków
   Organizacja biegu bardzo dobra, jak to ma miejsce na imprezach nad którymi czuwa August Jakubik, jedyne co mi osobiście nie podeszło do posiłek ... gulasz, który według mnie był bardzo przeciętny.
Mimo, że czas nie był zbyt dobry 02:37:19 to jestem bardzo zadowolony z wyniku, to zwycięstwo było mi bardzo potrzebne, bo po ostatnich słabszych występach morale nie były na takim poziomie na jakim być powinny. Teraz kilka dni odpoczynku i w następny weekend czekają mnie kolejne starty Nordic Walking.

Upragnione podium
Zwycięski zestaw 

niedziela, 13 października 2013

Köln Marathon - dzień trzeci


Dzień rozpoczął się zgodnie z planem ... pobudka o 7:00, śniadanko, powrót do pokoju, godzinka drzemki :-) O godzinie 10:00 razem z Marcinem i Magdą udaliśmy się na start. Wszystko przygotowane perfekcyjnie, trasa i miejsce startu doskonale zabezpieczone, duże szatnie, kilka ciężarówek przygotowanych na przyjęcie depozytu i przetransportowanie go na metę. Do tego tysiące biegaczy, bardzo duża liczba zawodników startująca na rolkach, zawodnicy HandBike, dzieci ze szkół przygotowane do sztafety maratońskiej ... i niezliczona ilość kibiców. Około godziny 11:00 zaczynamy się z Marcinem powoli przedostawać do naszej strefy startowej, Magda zostaje z aparatem na wcześniej wyznaczonej pozycji :-).


Poszukiwanie najlepszych miejsc do robienia zdjęć

Punktualnie o godzinie 11:30 rozpoczyna się odliczanie i następuje start Köln Marathon ... dotarcie do linii startu zajmuje nam około 12 minut ... włączam zegarek i zaczyna się mój drugi maraton ... plan jest ambitny, zamierzam poprawić swój czas, który uzyskałem rok temu we Wrocławiu o godzinę, jestem na to kondycyjnie i psychicznie przygotowany ... 03:30 - 03:35 jest w zasięgu.




Pierwszy kilometr 5:05, drugi 5:02 i tak cały czas w okolicach 5:00 - 5:05 ... aż do momentu gdy znajduję się na wysokości tabliczki informującej o dziewiątym kilometrze ... nagłe gwałtowne szarpnięcie po zewnętrznej stronie lewego kolana ... jest tak bolesne, że na chwilę muszę się zatrzymać i usiąść ... mijający biegacze pytają się czy wszystko ok ... kiwam twierdząco głową, sięgam do kieszonki po tabletki przeciwbólowe ... podnoszę się i niepewnym krokiem ruszam dalej ... na 10 km patrzę na zegarek 00:51:47, nie jest źle ... zaczynam mieć nadzieję, że to może tylko jakiś przejściowy ból ... ale 100 metrów dalej okazuje się, że tak naprawdę to koniec na dzisiaj z poważnym bieganiem ... ból wraca ze zdwojoną siłą i to co dzieje się w mojej głowie jest naprawdę trudne do opisania ... zdecydowanie zwalniam, starając się oswoić z bólem ... na połówce mam czas 01:53:31, co jest czasem całkiem przyzwoitym ... gdzieś w głowie zaczyna się tlić nadzieja ... jak się nie pogorszy to chociaż 4 godzinki złamię. I tego się trzymam aż do 30 km ... gdzie kolano postanowiło powiedzieć STOP ... zerkam na zegarek ... 02:48:56 ... dzieje się najgorsza możliwa rzecz ... staję, wiem że to już jest koniec ... kilka minut na pozbieranie myśli i zaczynam powolny marsz. Okazuje się, że podczas marszu kolano prawie wcale nie boli, więc przyśpieszam ... mijają mnie kolejni biegacze, a ja mijam kolejne tabliczki wyznaczające przebyte kilometry. Momentami zapominam o kontuzji i zaczynam biec, ale za każdym razem taki zryw kończy się po 200 - 300 metrach i znowu przechodzę do marszu i bramkę wyznaczającą 40.7 km mijam z czasem 04:15:53 ... zostało ostatnie 1.5 km ... przechodzę w bolesny trucht by nie przechodzić przez linię mety, a bez względu na wszystko przez nią przebiec ... i to się udaje, wbiegam na metę, zegar pokazuje 04:27:12 ... dostaję medal, ale w pierwszym momencie mnie on nie cieszy, jestem wściekły na moją nogę, na to, że nie wyszło wszystko tak jak planowałem, czuję totalną bezsilność ... podchodzę do barierki ochronnej, opieram się o nią, daszek z czapki opuszczam na oczy i pozwalam sobie na moment słabości, by łzy oczyściły mnie z tych negatywnych emocji. I tak mija ... chyba z 5 minut ... głębokie oddechy, wyciszam się, jest mi zdecydowanie lepiej ... zaczynam się cieszyć tym co się wydarzyło, ukończyłem swój drugi maraton, mimo wszystkich przeciwności, kontuzji, moja wola walki i chęć pokonania czy raczej przetrwania dystansu okazała się silniejsza od wszystkich przeciwności.


Ostatnie metry
Takie tłumy kibiców były na całej trasie

Kibice byli obecni na całej trasie biegu, wyglądali i pozdrawiali biegaczy z okien swoich mieszkań, ustawiali głośniki z muzyką, całymi rodzinami spędzali dzień przed domami na kibicowaniu, pozdrawiali nas z ogródków letnich przy restauracjach, częstowali piwem, rozkładali grille, było kilkanaście bardziej zorganizowanych grup, zespoły muzyczne, bębniarze taiko. To było coś niesamowitego, z taką atmosferą nie spotkałem się nigdy wcześniej na żadnym biegu i muszę przyznać, że jest to bardzo motywujące, dzięki tak wspaniałym kibicom można znaleźć w sobie dodatkowe pokłady energii i dać z siebie jeszcze więcej na trasie.

Jedna z wielu kapel przygrywających biegaczom

Chciałem również bardzo serdecznie pogratulować Marcinowi Stańczykowi, który był drugim reprezentantem naszego miasta, a dla którego był to pierwszy maraton. Ukończył go w świetnym stylu łamiąc w debiucie barierę 4 godzin. Gratulacje!


Marcin na 30 sekund przed zostaniem Maratończykiem

Köln Marathon był wspaniałą przygodą, chciałem tutaj podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do tego wyjazdu: Urzędowi Miasta Katowice za zorganizowanie konkursu i za to, że to właśnie mnie wybrali jako reprezentanta Katowic. Podziękowania składam również na ręce Marcina Stańczyka i Magdaleny Płazy za wspaniałe towarzystwo podczas tego wyjazdu, dla Moniki Winkler za niezapomniany wyjazd do Wisły :-) oraz dla Agnieszki Pilawskiej za wspólne treningi i plany treningowe, których bardzo starałem się przestrzegać :-) Ukłon należy się również sponsorowi SklepBiegacza.pl za przygotowanie stroju sportowego oraz dla Centrum Diagnostyki Sportowej "Diagnostix" za przeprowadzenie wyczerpujących testów.


Kiepski czas Tato, ale medal dobry :-)

Specjalne podziękowania dla mojej kochanej żony Kasi i syna Kajusa za wsparcie  podczas przygotowań i za kibicowanie, buziaki dla mojej mamy i siostry, które były chyba bardziej przejęte tym wyjazdem niż ja :-) ale dzielnie to zniosły. Dziękuję również za ogromne wsparcie od moich znajomych na Fejsbuku i poza nim, za ogrom sms-ów (przepraszam, ale nie byłem w stanie na wszystkie odpowiedzieć). 

Dziękuję za tę wspaniałą przygodę!!!


sobota, 12 października 2013

Köln Marathon - dzień drugi


Dzień drugi był bardzo aktywny ... śniadanko, a potem zwiedzanie miasta. Köln jest naprawdę dużym i pięknym miastem i zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Mnóstwo zabytków, muzeów, galerii ... cudo.

Katedra św. Piotra i Najświętszej Marii Panny

Czas szybko zleciał i przyszła kolej na następny punkt programu ... wizytę w Ratuszu, do którego wraz z innymi reprezentantami miast partnerskich Köln zostaliśmy zaproszeni przez burmistrza, którym jest Jurgen Roters. Była to doskonała okazja, by nawiązać nowe znajomości i poznać biegaczy, którzy przyjechali z Hiszpanii, Irlandii Północnej, Turcji, Luksemburga, Rosji.

każdy z zawodników miał okazję powiedzenia paru słów o sobie

Po prezentacji zawodników nastąpiło zwiedzanie Ratusza i długo wyczekiwane Pasta Party :-)

od prawej: Marcin Stańczyk, Jurgen Roters, Magda Płaza i Ja 

Po powrocie do hotelu nie pozostało nic innego, jak przygotować zestaw startowy, wypić zimne piwko i położyć się spać :-)

piątek, 11 października 2013

Köln Marathon - dzień pierwszy

 
   Kolonia przywitała Nas deszczem, ale na szczęście prognoza pogody na niedzielę jest bardziej optymistyczna ... 12 stopni bez opadów ... idealnie do biegania. Prosto z lotniska udaliśmy się do hotelu, który znajduje się w samym centrum miasta.
Parę minut odpoczynku, a następnie spacer do biura zawodów w celu odebrania pakietów startowych ... miasto jest już przygotowane do biegu, wszędzie wiszą plakaty, znaki informacyjne, część ulic jest już zamknięta, po prostu czuje się atmosferę biegu :-) Biuro zostało umieszczone na dużej hali, w której odbywa się Köln Marathon Expo ... dziesiątki stoisk ze sprzętem do biegania w specjalnych promocyjnych cenach, naprawdę wszystko co biegacz może potrzebować :-)


Po wyjściu z Expo idziemy jeszcze na mały spacerek ... ulice pełne rozśpiewanych kibiców piłki nożnej ... za chwilę ma się rozpocząć mecz Niemcy - Irlandia Północna. My udajemy się grzecznie do hotelu ... i tak kończy się pierwszy dzień tej przygody.

niedziela, 6 października 2013

"Nordic Walking World Championships" Szklarska Poręba 2013


Dzień pierwszy.
Jak na taką rangę zawodów był to organizacyjny koszmar ... biuro zawodów małe, ciasne, ciemne ... dużo papierków do podpisania, zamieszania związane z zawodnikami zmieniającymi dystans tuż przed startem, co nie powinno być dozwolone. Zapisy były otwarte przez prawie 7 miesięcy, zostały zamknięte tydzień przed imprezą ale organizator dopuścił możliwość dodatkowych zapisów na miejscu ... totalny chaos. Pakiet startowy żenujący ... papierowa torebka pełna ulotek, butelka wody mineralnej i koszulka będąca kopią tej, która była w pakiecie startowym na zawodach w Złotoryi.
Praca biura zawodów wyglądała tak: gdzie można wypożyczyć kijki? Nie wiem. Gdzie startuje CROSS? Nie wiem. Gdzie można zapłacić za płytę DVD z filmem z mistrzostw? Nie wiem. Jak dojechać na linię startu HILL? Nie wiem, może pociągiem.
I ta wszechobecna zebra ... wywołująca rozbawienie ... dyplom wygląda jak z zawodów dla przedszkolaków ... i zebra na numerze startowym ... i na koszulce ... sweet.


Sam sobotni start zakończony totalną katastrofą, na starcie zostałem dość mocno popchnięty i straciłem równowagę ... ruszyłem mocno ... ale po chwili ktoś z tyłu zahaczył mój kijek co wybiło mnie z rytmu ... chwilę potem wyprzedził mnie biegacz i obok niego sędzia, który klepał go po ramieniu i mówił "wolniej, wolniej" ... potem następny biegacz, który już nawet nie udawał, że idzie z kijami ... to wszystko sprawiło, że w połowie dystansu zatrzymałem się, odpiąłem kijki i rzuciłem nimi o ziemię ... kilka głębszych oddechów pozbierałem się i spokojnym krokiem poszedłem w kierunku mety zajmując ostatecznie 9 miejsce. Po wejściu na metę organizator zapewnił kubeczek zimnej wody ... bardzo przydatny w temperaturze 3 stopni ... lub kubeczek kawy za 6 złotych ...
Sędziowie pracowali beznadziejne - powinni działać bardziej zdecydowanie, a nie zachowywać się tak jakby bali się dać komuś 60 sekund kary czy też pokazać czerwoną kartkę dyskwalifikującą zawodnika. Tłumaczenie, że gdyby oceniali marsz Nordic Walking tak jak to powinno wyglądać to musieliby ściągnąć z trasy połowę zawodników jest delikatnie mówiąc idiotyczne. Jeżeli ktoś idzie w sposób nieprawidłowy czy też podbiega to kary powinny być bezwzględne, a takie osoby po kilku dyskwalifikacjach nauczyłyby się chodzić przepisowo.


Sposób wystartowania zawodników również pozostawia wiele do życzenia, komunikacja pomiędzy organizatorami nie istniała, nikt nic nie wie ... na zawodach takiej rangi są to błędy niewybaczalne. W rozmowach z innymi zawodnikami nikt nie szczędził gorzkich słów na temat dzisiejszego startu ... wielka szkoda, bo impreza która powinna zachęcać i promować Nordic Walking zakończyła się dzisiaj fiaskiem.
Zapomniałbym napisać, że start oczywiście był opóźniony, dekoracje (zwycięzcy otrzymali tylko pucharki, żadnych nagród rzeczowych) i losowanie nagród również ... ale to pewnie dlatego, że organizatorzy postanowili Nas zahartować przed jutrzejszym górskim startem.


Dzień drugi.
Organizacyjnie się nic nie poprawiło … a nawet było gorzej … brak elektronicznego pomiaru czasu wydłużył imprezę w nieskończoność … na mecie czekał nas taki sam medal jak w dzień pierwszy, miał tylko inny kolor, chociaż organizatorzy twierdzili, że na każdy dzień Mistrzostw będzie zaprojektowany specjalny oryginalny medal … sędziowie nie istnieli … przed dekoracją zostały zmienione zapisy dotyczące kategorii wiekowych co pozbawiło dwójki moich znajomych miejsca na podium :/ Ja sam po bardzo zachowawczym starcie (wszyscy straszyli, że trasa jest super trudna i podejścia są zabójcze) postanowiłem zostawić sobie zapas energii w oczekiwaniu na strome podejścia … jednak trasa okazała się w porównaniu np. do wejścia na Pilsko … dość łatwa i gdybym ją wcześniej znał to mogłem zdecydowanie mocniej wystartować … czy to by coś zmieniło w ostatecznym wyniku … tego nie wiem, ale po wejściu na metę miałem dość spory zapas energii i zająłem 5 miejsce, z którego jestem bardzo zadowolony, bo góry to jednak nie jest moja specjalność. Łukasz był 6, a Bogusia sprawiła nam wiele radości wygrywając swoją kategorię K50 i stając na najwyższym stopniu podium.
Podsumowując te dwa dni zmagań podczas Mistrzostw Świata … to organizacyjnie impreza bardzo słaba.
Pod względem mojego wyniku … to przed startami pisałem, że chciałbym znaleźć się na obu dystansach w pierwszej dziesiątce … i to się udało … CROSS miejsce 9, HILL miejsce 5. Pozostaje jednak mały niedosyt, bo szczególnie podczas pierwszego dnia mogłem się pokusić o lepszy wynik. Za rok bardziej się postaram, wnioski wyciągnięte, błędy przeanalizowane, wiem co muszę poprawić i nad czym trzeba popracować, by chodzić szybciej i lepiej.
Chciałbym by wnioski wyciągnęło również Polskie Stowarzyszenie Nordic Walking, by organizacja dorównała randze zawodów i by nie tylko z nazwy były to prawdziwe Mistrzostwa Świata.